Twój Dom to Uczucie – cykl warsztatów on-line
17 czerwca 2021List 2 Stary Śleszów, czyli życie na wsi w zachodnio-południowej Polsce
21 grudnia 2023Drogi Dali,
wróciłam „do domu”!
Chciałabym spełnić nasze marzenie, które zrodziło się w Meksyku, o wspólnym tworzeniu. Będę rozwijać twórcze pisanie, wysyłając listy do Ciebie. Poza tym wiem, jak bardzo jesteś ciekawy relacji z pobytu Williama w tej obcej Wam krainie, jaką jest Polska.
Na początek przepraszam za długą ciszę. Podróż z Meksyku do Polski przez Belgię i Niemcy była, cóż… próbuję znaleźć dobre, grzeczne i pozytywne słowo. Zajmująca? Tak, można tak powiedzieć. Dość zajmująca!
A więc jesteśmy. Wróciłam do domu moich rodziców w małej, polskiej wsi Stary Śleszów i William jest ze mną.
Jak wiesz, był to pierwszy raz Williama w samolocie. Po rozstaniu z Tobą na lotnisku w Cancun nadal był bardzo wzruszony i podekscytowany. Nie dziwi mnie to. Dla mnie był to po prostu kolejny lot, ale dla niego ta podróż była spełnieniem marzeń!
Czy opowiadałam Ci kiedyś, jak się poznaliśmy, William i ja?
– Jesteś z Polski? Nie!? Nie wierzę! Kocham Polskę! – Pełen entuzjazmu przywitał mnie na ekologicznej farmie w Nikaragui. Potem zaczął mi opowiadać o Krakowie i o swoim tamtejszym przyjacielu. Tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie. Przynajmniej było to nasze pierwsze spotkanie w tym życiu. Wiesz, że nie pamiętam swoich poprzednich wcieleń…
Tak czy inaczej, najdziwniejsze było dla mnie wtedy to, że ta egzotyczna osoba, spotkana w buszu w odległym kraju, chciała nauczyć się mojego ojczystego języka – polskiego. Byłam zszokowana, ale jednocześnie szczęśliwa, że w zamian będę otrzymywać lekcje hiszpańskiego, więc od razu zaczęliśmy się trzymać razem!
Właściwie William natychmiast stał się moim najlepszym przyjacielem. Było coś w jego energii. A poza tym był taki swobodny i przyjacielski, że wtedy był wszystkim, czego potrzebowałam. To był początek mojej przygody w Nikaragui i borykałam się z wieloma problemami, o czym opowiem później. William dał mi poczucie spokoju i miłości, był prawdziwym błogosławieństwem! Teraz – pięć miesięcy później – jesteśmy w Polsce: mój najlepszy przyjaciel i ja.
Do Europy wjechaliśmy w Brukseli i okazało się, że wcale nie musieliśmy się tak bardzo martwić papierami. Nie mieliśmy żadnych problemów z wjazdem na nasz piękny kontynent. Młody celnik na granicy belgijskiej był bardzo przyjazny i nawet nie poprosił Williama o okazanie biletu powrotnego.
Może powinnam powiedzieć „mój ukochany kontynent”, skoro żaden z Was nie zna Starego Kontynentu. Oboje przecież pochodzicie z dżungli. Ty z miejskiej dżungli Meksyku, a William z dżungli porastającej Kostarykę. Tej z falami upałów, wulkanami, małpami, ogromnymi pająkami, owadami przypominającymi coś z Avatara i mrówkami wielkości europejskich pająków! Według Williama jego przydomowy ogród porośnięty jest bananowcami i palmami z kokosami.
Dziś jest tu Wielkanoc. Czy mówiłam Ci już, że według Wikipedii 92% Polaków to katolicy? Życz nam powodzenia!
Kwietniowa pogoda jest typowa dla tej części świata. Trochę słońca i gradu jednocześnie, plus tęcza. Jak widać na załączonym zdjęciu, William był bardzo podekscytowany widokiem ogromnych kawałków lodu spadających z nieba i leżących na ziemi. Mam nadzieję, że te mrozy nie zabiły naszych sadzonek truskawek i małych cebulek cebuli, które wczoraj posadziliśmy.
Spełnia się moje marzenie o powrocie do Polski na lato i o stworzeniu własnego, warzywnego ogródka! Jesteśmy tu i nasza wyobraźnia ma do dyspozycji ogromną przestrzeń ziemi. Pracując w końcu z ziemią, poczułam się znowu jak w Niebie.
Byłam też bardzo szczęśliwa, gdy William znalazł miętę rosnącą pod naszym płotem. A więc tym samym mamy już mały ogródek ziołowy, który przetrwał polską zimę! A podobno ostatnia zima była naprawdę ostra, w niektóre dni temperatura sięgała prawie do -30 stopni Celsjusza.
To było naprawdę zabawne, gdy w końcu po dwóch dniach podróży powietrzno-lądowej, znaleźliśmy się w moim rodzinnym domu w Starym Śleszowie i William po raz pierwszy rozmawiał z moim ojcem. Zapytał go:
– Kiedy w Polsce zacznie się robić ciepło?
– Teraz jest ciepło!!! – brzmiała szorstka odpowiedź mojego ojca, Freda, który dwukrotnie przy tym spojrzał na Williama z głębokim zdziwieniem.
No cóż, teraz jest około 10 stopni Celsjusza, więc według mojego polskiego rodzica, zimna pora roku się skończyła!
Tego samego wieczoru William spróbował owoców z naszej mirabelki, a mój ojciec swoje pierwsze mango. Czy w Meksyku są śliwki mirabelki? Nie pamiętam, żebym je tam widziała… Polacy mówią, że czasy są dobre, kiedy nie trzeba jeść samych mirabelek ze szczawiem. Obie rośliny rosną wszędzie i są tak powszechne, jak pomarańcze, papaje czy gujawy w Twojej części wszechświata.
Swoją drogą, żaden z powyższych owoców nie rośnie w polskim klimacie. Tutaj są bardzo egzotyczne, dostępne tylko w supermarketach. Czyli nie tylko drogie, ale przede wszystkim nigdy dojrzałe czy świeże. A jeśli suszone, to oczywiście pełne chemikaliów.
Byłam taka szczęśliwa, że mango, które podarowałam mojemu ojcu, przywieźliśmy od starego meksykańskiego rolnika z targu organicznego w San Cristobal De Las Casas. Jego produkty są suszone naturalnie i smakują absolutnie niesamowicie!
Kompot z mirabelek to także naturalny produkt, zrobiony z owoców drzew rosnących w naszym ogrodzie. Te słoiki pasteryzowałam sama zeszłej jesieni, wcale nie użyłam do tego cukru. Dla Williama to była miłość od pierwszego spróbowania.
Później, tego samego wieczoru Fred podzielił się z naszym zagranicznym gościem kilkoma swoimi domowymi winami. Niektóre są słodkie, inne kwaśne. Robione z czarnej porzeczki i oczywiście naszej żółtej śliwki.
Możesz mnie nazywać wariatką, ale jestem bardzo szczęśliwa, że wróciłam do Polski, żeby przeżyć dokładnie te chwile. Dla mnie był to naprawdę piękny czas w Starym Śleszowie!
I jak Ci się podoba moje twórcze pisanie?
Malwina Aisha
Polska, kwiecień 2017